czwartek, 11 listopada 2010

Dziesięć, dziewięć, osiem.....


Pięć godzin do pobudki, sześć z minutami do wyjazdu, prawie osiem do odlotu. Udało się! Nasza podróż lada chwila się rozpocznie. Bagaże spakowane, mapy przygotowane, sprawy domowe zabezpieczone. Jesteśmy padnięci, bo od chwili, kiedy usłyszeliśmy wyczekiwane "macie państwo wizę" minęło około czterdziestu ośmiu godzin, a spraw do załatwienia mnóstwo. I emocje: radość z przygody i niepokój o Maxa, żeby nie zginął, nie pochorował się, żeby był szczęśliwy. Odpowiedzialność za dziecko w podróży nieco tłumi euforię wyjazdową, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz.