wtorek, 12 października 2010

Na żółtym świetle

Za miesiąc wyjeżdżamy! To znaczy - mamy taką nadzieję. Program opracowany, rozmówki zakupione, bilety są. I to by było na tyle, bo nadal nie wiemy, czy Syryjczycy - znani skądinąd z swojej gościnności - zgodzą się wpuścić naszą trójkę do kraju. Podejrzanym elementem, który czeka na weryfikację władz w syryjskiej stolicy jestem ja - Bogu winna matka, której nieszczęście polega na tym, że z zawodu jest dziennikarzem.
W zeszłym tygodniu przez 70 minut usiłowałam przekonać personel konsulatu o swoich czystych intencjach, chęci "podziwiania historycznego dorobku i bogactwa kultury syryjskiej" jak należało napisać w podaniu. Jednym z wielu, bo Syryjczycy - naród arabski - kochają papierki. Każdy kto szykuje się do wyjazdu w tamte regiony powinien od razu wyposażyć się w szczegółowe dossier: podanie o wizę, stosowny wniosek, zaświadczenie z pracy (chyba poważnie się obawiają, że tabuny bezrobotnych Polaków będą chciały obciążać ich budżet)oraz kilka zdjęć. Po pozytywnej weryfikacji droga śladami Krzyżowców stanie otworem. My jak na razie mamy żółte światło. Niecierpliwie czekamy na telefon z ambasady...