wtorek, 16 listopada 2010

Tartus


Nasza Syria jest wyludniona. Kiedy zaczynamy dzień Syryjczycy jeszcze śpią, lub szykują się do codziennych zajęć. Szczyt dziennego ruchu spędzamy w podróży, lub wśród zabytków. Kiedy wreszcie osiągamy cel w postaci hotelu albo restauracji Syryjczycy odpoczywają po upalnym dniu (dziś mieliśmy trzydzieści stopni! W cieniu). Ich życie towarzyskie zaczyna się koło dwudziestej a my wtedy myślimy o wykąpaniu i położeniu Maxa, zrzuceniu zdjęć, opisaniu dnia i odpoczynku. Impreza za oknem i uporczywe trąbienie nieco nas rozprasza.
Ale to wyjątek, bo Syria, zwłaszcza po doświadczeniach indyjskich, jest cicha i monotonna muzycznie. Śpiewy muezzina są przyjemne i bynajmniej nie przeszkadzają nam nawet o świcie. Muzyka w tle typu: samochód, autobus, restauracja jest na jedno kopyto – przywieziemy, zaprezentujemy. A na ulicach panuje umiarkowany rejwach. Dziś, kiedy dojechaliśmy do Tartusu było wręcz cicho, bo podczas czterogodzinnej podróży zupełnie nam zatkało uszy i zatoki. Au!
Nie tylko czas nas wyróżnia – na tle miejscowych wyglądamy jak trzy cudaki. Po pierwsze jesteśmy nieforemni. Max wielkościowo pasuje do tutejszych czterolatków. Jest bardzo wysoki i nabity. I jasny oczywiście.
My też wyglądamy jak monstra. Kobiety są tu bardzo smukłe, ale raczej niskie, drobne. A jak się roztyją po dzieciach to wyglądają jak piłeczki – takie miękkie i okrągłe. I są bardzo, bardzo kobiece. Ograniczenia i zakazy związane z kulturą i religią tylko podkreślają ich seksualność. Ja, wbita w wojskowe buty pustynne, w bojówkach i kurtce wietnamce nieco odstaję. Alex tak samo – Z Iraku przyjechaliście czy co? - spytał się nas dzisiaj nasz nowy gospodarz. To odstawanie z jednej strony jest nam na rękę, bo wymusza dystans, ale z drugiej – raczej się tu nie zaprzyjaźniamy z mieszkańcami, jak to było w Indiach. A może po prostu Syryjczycy są bardziej dumni i zdystansowani niż Hindusi? Tam byliśmy faworyzowani, tu – akceptowani.

Droga z Damaszku do Tartusu była kolejnym wyzwaniem dla naszej rodzinki. Cztery godziny w klimatyzowanym autobusie (czytaj – lodówce) z pustynią za oknem z rzadka urozmaiconą pustynnymi górami w tym samym kolorze. Koszmarnie architektonicznie osiedla mijane kilka razy witaliśmy z radością i ulgą – jednak rzeczywiście jedziemy, a nie kręcimy się w kółko. Max był cudowny: zażyczył sobie że sam będzie siedział, a nie na maminych kolanach, przez pierwszą godzinę z zainteresowaniem patrzył na wielką piaskownicę za oknem, wydając okrzyki radości kiedy mijaliśmy ciążki sprzęt budowlany (dużo tego w użyciu). Potem spał dwie godziny opatulony w kurtkę taty, a na koniec bawił się sam nowym samochodem made in Syria. I dobrze się stało, bo w ramach usług typu VIP w naszym autobusie pokazywano „familijny” wyrób tutejszej kinematografii. Pomijam wątpliwą jakość gry aktorskiej i nieczytelna fabułę ale ile scen mordu, gwałtu, podpalania, bicia, poniżania, zwłaszcza kobiet może zawierać trzygodzinny film? Dla nas było to stanowczo zbyt wiele i bardzo się cieszyliśmy, że Max nie musiał korzystać z tej rozrywki.

Na wielki plus podróżowania po Syrii należy zapisać syryjskie drogi. Fakt – mają tu dużo wolnej przestrzeni, więc jest i szeroko i w miarę prosto, a nawierzchni to możemy im pozazdrościć. Autobus miarowo płynął, mijając nieskazitelnie czyste samochody. To nas wciąż zastanawia, że w tym zupełnie zakurzonym kraju brudny samochód to rzadkość, i jak stać Syryjczyków na tak wypasione auta jakimi jeżdżą. A ponieważ jeżdżą przepisowo i bardzo spokojnie (nie widzieliśmy ani jednej stłuczki czy choćby wgniecionego zderzaka) poważnie się zastanawiamy czy kiedyś nie przypłynąć tu promem i poznać kraj od strony własnej kierownicy. Nasze plany musimy zrealizować szybko, bo w Syrii właśnie startuje wielki boom na turystykę i już za dwa-trzy lata będzie tu drugi Egipt. Nad morzem trwa jedna wielka budowa, powstaje infrastruktura dla jachtów i promów, hoteli i restauracji, które będą mogły przyjąć tabuny Portugalczyków, Włochów, Holendrów czy Niemców. Tak przynajmniej opisywał nam to poznany dziś restaurator – bardzo ciekawy zresztą człowiek. Kilka lat temu opływał w dostatki jako szef grupy banków z siedzibą w Szwajcarii. Miał żonę – Polkę z „Rała Max, you know?” (Rawa Mazowiecka), dwoje czterojęzycznych dzieci chowanych w prywatnych szwajcarskich szkołach. Potem przyszedł kryzys. Poleciał na dno. Z żoną się rozstał, dzieci urządził jako tako zawczasu, więc teraz sobie same radzą w Europie, a on wrócił do Syrii. Tu, w Tarusie otworzył knajpę i czeka aż do budujących się przystani przypłyną zachodnie pieniądze.

Jednak nie wszystkich cieszą zmiany. Właściciel przeuroczego hoteliku (przypominający Georga Clooneya) , w którym się dziś zatrzymaliśmy, krzywi się kiedy po spacerze opowiadamy mu o mijanych remontach. Razem z żoną i dwójką synów mieszka i prowadzi hotel w starej kamienicy pamiętającej jeszcze przedwojenne czasy. Świetna lokalizacja: wyjście niemal nad morze, w samym centrum turystycznej części miasta – żyć nie umierać. Dla niego rozbudowa Syrii to jej psucie, zabijanie obecnego ducha. I coś chyba w tym jest, jak patrzy się na koszmarnej urody betonowe hotele nad samym morzem.

Syryjczycy kochają beton. Mają betonowe budynki na niemal każdym szczycie góry, betonowe wieże nieznanego nam przeznaczenia, betonowe są domy i urzędy, czasem dla urody wyłożone kamieniem, betonem wylali całą nadmorską promenadę w Tartusie. Max był wreszcie absolutnie szczęśliwy, bo miał kilka kilometrów prostej drogi do biegania, z daleka od samochodów. A najważniejsze, że kilka tysięcy kilometrów od domu dostał wreszcie wymarzone kółko do popychania, którym odmierzył całą promenadę. I kiedy już myślał, że to dzień spełniania wszystkich marzeń zobaczył choinkowo oświetloną kolejkę turystyczną! Była cudna, ale odjechała zanim ją dogonił. To dla naszego syna było stanowczo zbyt wiele – pierwszy szloch dzisiejszego dnia.

Niestety, wbrew zapowiedziom, zdjęcia z podróży pokażemy dopiero w Polsce. Syryjski internet jest na cenzurze i ani facebooka, ani programów przesyłających fotografie w internecie nie uświadczysz, nawet jest napis o włączonym filtrze. W dodatku żeby skorzystać z internetu musimy się wylegitymować. Jest to jedyna jak do tej pory niedogodność związana z przebywaniem w Syrii. Bo zaostrzone środki bezpieczeństwa np. prześwietlanie bagaży na dworcach autobusowych, policja na każdym kroku, nawet nad morzem – zupełnie nam nie przeszkadzają. Jak już pisałam: są niezwykle uprzejmi i uczynni, a poza tym, dzięki ich obecności tu po prostu nie ma się czego bać.

Do rodzicielskiego dzienniczka:
w autokarze kocyk konieczny jak w samolocie,
bez leków na zatoki nie wyjeżdżamy,
nowa zabawka koniecznie na dłuższe dystanse, a zwłaszcza na długie oczekiwanie na transport,
kocyk albo bluza zawsze na wierzchu bo w ciepłych krajach straszne przeciągi robią albo katują klimą,
małe przegryzki co dwie godziny ratują nas przed wyjącym z głodu dzieckiem, kiedy jeszcze trzeba znaleźć fajną restaurację, gratulujemy sobie wzięcia paczki torebek śniadaniowych na przegryzki,
Max bardzo ułatwia załatwianie wszystkiego – metodą „na dziecko” jest bardzo skuteczna, a Młodemu podoba się bycie w centrum uwagi.
Musimy jeszcze ograniczyć bagaże na przyszłość, bo na dworcu jest ciężko, tym bardziej że trzeba podbić bilety po okazaniu paszportu.

Dzisiejsze jedzenie:

Jest upalnie, 28-30st. Do tego targamy ogromne plecaki, stąd człowiekowi raczej jeść się nie chce.
Max dziś rano dzień rozpoczął jak zawsze jabłkiem, a w autokarze dojadł co mama dawała.
Mama jechała na orzeszkach – b. sycących.
Wszyscy poza hektolitrami wody (5-6 butelek), popijaliśmy nasze wczorajsze odkrycie czyli skok z mango – pyyszny.
Wieczór oznaczał ucztę – 4 dania 3 soki i 2 herbaty za 1050SYP czyli ok. 60zł, a w tym – talerz Shoarmy, talerz innego mięsnego dania, talerz frytek i rybek dla Maxa i pyszne Thhuffa czyli sałatka w postaci drobno posiekanej pietruszki, pomidorów i przypraw, bardzo bardzo dobra.

1 komentarz:

  1. To wspaniale, że tak dzielnie opisujecie Wasze przygody :) - dzięki Wam za to:). Siedzę przy oknie i patrzę na oprószone śniegiem Wyścigi ;)i nie mogę się doczekać obiecanych zdjęć ...

    OdpowiedzUsuń